Kolejna edycja Skanking Night w wiedeńskim Ost Klubie. Zagrają:
Dave Hillyard & The Rocksteady 7 feat.
Dave Hillyard (The Slackers)
Mr. T-Bone (IT)
The Moon Invaders (BEL)
Larry McDonald (Jam)
Wolne zdaje się da radę załatwić. Jeszcze tylko kasa i kolejny wypad do Wiednia być może, być może .
Dave Hillyard & The Rocksteady 7 i goście - 7.12.2011 Wiedeń
Re: Dave Hillyard & The Rocksteady 7 i goście - 7.12.2011 Wiedeń
Oniemiałam
O jaki dobry skład
Dlaczego nie w Pradze
Zapisuję w kajecie, obmyślam plan, gromadzę fundusze i zobaczymy co z tego wyjdzie.
O jaki dobry skład
Dlaczego nie w Pradze
Zapisuję w kajecie, obmyślam plan, gromadzę fundusze i zobaczymy co z tego wyjdzie.
Swing Heil!
Re: Dave Hillyard & The Rocksteady 7 i goście - 7.12.2011 Wiedeń
Pierwsza informacja o koncercie, to taki trochę chwyt marketingowy. A fakty są takie, że Rocksteady 7 zagrają w składzie:
David Hillyard - saksofony
Gigi "Mr. T-Bone" De Gaspari - puzon
Larry McDonald - instrumenty perkusyjne
Rolf Langsjoen - trąbka (The Moon Invaders)
Matthew Hardison - gitara (The Moon Invaders, The Caroloregians)
Jean Derby - bas (The Caroloregians)
Nicolas Leonard - perkusja (The Moon Invaders, The Caroloregians)
Co nie zmienia faktu, że i tak planuję się wybrać.
David Hillyard - saksofony
Gigi "Mr. T-Bone" De Gaspari - puzon
Larry McDonald - instrumenty perkusyjne
Rolf Langsjoen - trąbka (The Moon Invaders)
Matthew Hardison - gitara (The Moon Invaders, The Caroloregians)
Jean Derby - bas (The Caroloregians)
Nicolas Leonard - perkusja (The Moon Invaders, The Caroloregians)
Co nie zmienia faktu, że i tak planuję się wybrać.
Re: Dave Hillyard & The Rocksteady 7 i goście - 7.12.2011 Wiedeń
Zagra jeszcze The Mighty Fishers z Węgier. Otwarcie klubu 21:00, bilet 13 €, czyli Skanking Night nr 55.
Re: Dave Hillyard & The Rocksteady 7 i goście - 7.12.2011 Wiedeń
Re: Dave Hillyard & The Rocksteady 7 i goście - 7.12.2011 Wiedeń
Z informacji, która dopiero co pojawiła się na stronie klubu wynika, że dojdzie do jeszcze jednego koncertu. Ma to być Mr. T-Bone and the Moon Invaders jako oddzielny występ. Zapowiada się fajna biba.
Re: Dave Hillyard & The Rocksteady 7 i goście - 7.12.2011 Wiedeń
@jareg: ile w sumie kosztuje cię taki wypad na gig do Wiednia (nie licząc biletu na koncert)?
https://twitter.com/RudeMaker" onclick="window.open(this.href);return false;
https://www.facebook.com/RudeMakerSkaZine" onclick="window.open(this.href);return false;
https://www.facebook.com/RudeMakerSkaZine" onclick="window.open(this.href);return false;
Re: Dave Hillyard & The Rocksteady 7 i goście - 7.12.2011 Wiedeń
zajebisty jest polskibus.com
sprawdzalem niedawno daty na wyrywki to kato - wieden bylo za ~60zl w jedna strone. Taniej niz pkp do warszawy ;]
sprawdzalem niedawno daty na wyrywki to kato - wieden bylo za ~60zl w jedna strone. Taniej niz pkp do warszawy ;]
Skank non stop! Skank 'till you drop! // http://koncerty.net.pl
Re: Dave Hillyard & The Rocksteady 7 i goście - 7.12.2011 Wiedeń
Tam od Was Polskibus to najlepsza sprawa. Ja niestety mam nieco utrudnione zadanie, ale i tak wychodzi ok. 170 zł w obie strony. Na dodatek większa część podróży w luksusowych warunkach.
Re: Dave Hillyard & The Rocksteady 7 i goście - 7.12.2011 Wiedeń
Reklama dźwignią handlu i było inaczej niż pierwotne zapowiedzi, co nie zmnienia faktu, że koncert zdemolował mnie doszczętnie. Zaczęli The Mighty Fishers. To znakomity cover band. Nie wiem czy grali coś swojego. Leciały za to same klasyki ery rocksteady. Coś pięknego. Bez dęciaków, za to na dwie gitary i rewelacyjne klawisze. No i sześć osób śpiewających. Dwóch wokalistów, wokalistka, w której nie omieszkałem z miejsca się zakochać oraz śpiewający gitarzysta, klawiszowiec i... perkusista . Świetny i jak na support długi (godzina i piętnaście minut) koncert. Można by zaprosić ich do nas. Pewnie dużo kasy nie biorą, tylko, no właśnie, nikt ich nie zna. A u nas, jak wiadomo, inżynier Mamoń ma się dobrze. Ech, szkoda gadać.
Po Węgrach bardzo krótka przerwa, a potem nastąpił Armagedon. Co Oni ze mną biednym zrobili. Szczęka poleciała i do teraz nie znalazła się. Oni, czyli Dave Hillyard - saksofon tenorowy, Luigi "Gigi" De Gaspari, czyli Mr. T-Bone - puzon, Rolf Langsjoen - trąbka (The Moon Invaders), Larry McDonald - bongosy, Marco Gentile - gitara (The Young Lions), Jean Derby - bas (The Caroloregians) i Nicolas Leonard - perkusja (The Moon Invaders, The Caroloregians). Od pierwszych sekund koncertu nie mogłem uwierzyć, że ja to słyszę. Dobrze, że Węgrzy nie mieli dęciaków, bo jak dobrze by nie zagrali, z mistrzami nie mieli szans. Półtorej godziny szaleństwa i muzycznego orgazmu. Do tego "A Hard Days Night" Bitelsów zaśpiewane przez T-Bona i "Kingston Town" przez Larrego McDonalda, bezcenne. Mini blok Mr. T-Bona, znaczy zapowiedź jego styczniowego koncertu, też był. Zresztą... nic więcej nie napiszę. Takie koncerty trzeba przeżyć osobiście, a nie czytać o nich siedząc wygodnie w bamboszach przed monitorem.
I do tego wszystkiego ten after. Ludzi mniej niż na Hotknives, ale przecież to środek tygodnia. I co? Nic, po koncertach parkiet pełny. Ja wychodziłem z klubu ok. 3:30, bo już nie miałem siły, a zabawa trwała w najlepsze. Jeśli koncerty ska to tylko w Wiedniu.
Po Węgrach bardzo krótka przerwa, a potem nastąpił Armagedon. Co Oni ze mną biednym zrobili. Szczęka poleciała i do teraz nie znalazła się. Oni, czyli Dave Hillyard - saksofon tenorowy, Luigi "Gigi" De Gaspari, czyli Mr. T-Bone - puzon, Rolf Langsjoen - trąbka (The Moon Invaders), Larry McDonald - bongosy, Marco Gentile - gitara (The Young Lions), Jean Derby - bas (The Caroloregians) i Nicolas Leonard - perkusja (The Moon Invaders, The Caroloregians). Od pierwszych sekund koncertu nie mogłem uwierzyć, że ja to słyszę. Dobrze, że Węgrzy nie mieli dęciaków, bo jak dobrze by nie zagrali, z mistrzami nie mieli szans. Półtorej godziny szaleństwa i muzycznego orgazmu. Do tego "A Hard Days Night" Bitelsów zaśpiewane przez T-Bona i "Kingston Town" przez Larrego McDonalda, bezcenne. Mini blok Mr. T-Bona, znaczy zapowiedź jego styczniowego koncertu, też był. Zresztą... nic więcej nie napiszę. Takie koncerty trzeba przeżyć osobiście, a nie czytać o nich siedząc wygodnie w bamboszach przed monitorem.
I do tego wszystkiego ten after. Ludzi mniej niż na Hotknives, ale przecież to środek tygodnia. I co? Nic, po koncertach parkiet pełny. Ja wychodziłem z klubu ok. 3:30, bo już nie miałem siły, a zabawa trwała w najlepsze. Jeśli koncerty ska to tylko w Wiedniu.